środa, 17 lutego 2016

Beverly Barton - Piąta Ofiara

Beverly Barton to amerykańska autorka kilkudziesięciu romantycznych thrillerów takich jak Grzech niewiedzy, Każdy jej krok, Zabójcza bliskość, czy Gra o śmierć, które (podobno) łączą zmysłową opowieść o namiętności z sensacyjną intrygą.

Po "Piątą Ofiarę" sięgnęłam, bo przekonał mnie opis na okładce i przyciągające jak magnes słowa "Agent FBI" (bo przecież mój mózg przestaje myśleć, jak widzę, że książka jest o seryjnych mordercach albo o agentach FBI albo jeszcze lepiej - o jednym i drugim, co ma miejsce wystarczająco często). W zasadzie szkoda, że nie czytałam dalej - o Genny i jej jasnowidztwie i jak się później okazało pierdołach o komunikacji ze zwierzętami (co za absurd! Nie przepadam za tego typu wymysłami... pewnie dlatego, że bliżej mi do faktów i rzeczy namacalnych.)

Zadziwia mnie płytkość relacji, które są opisywane w tej, czy podobnych książkach - główna bohaterka poznaje głównego bohatera i po kilku dniach nagle nie widzą poza sobą świata? Gdzie tu odniesienie do prawdziwego życia? Gdzie realizm? Nie rozumiem... zupełnie nie rozumiem. A Piąta Ofiara przeszła samą siebie. Tutaj bohaterowie spotkali się w "nadzwyczajnych okolicznościach", kiedy to super agent FBI (nie muszę wspominać, że przystojny, męski, wysoki i poniekąd pokrzywdzony przez życie, bo to oczywista oczywistość, prawda?) ma problem - auto utknęło w rowie, na dworze panuje śnieżyca, a do miasta ma spory kawałek drogi - i pojawia się na progu domu "wariatki", która ma dar jasnowidzenia i (o zgrozo) potrafi komunikować się ze zwierzętami. Szanowny agent po kilku godzinach w jej towarzystwie zachowuje się tak jakby znał ją od lat (które ona poświęciła głównie na skuteczne uwodzenie jego osoby) i tak jakby od lat nie widział żadnej kobiety... no cóż, może mamy do czynienia z jakimś niewyżytym gościem, ewentualnie z jakąś życiową niedojdą, która ma problem z relacjami i ślini się na widok co ładniejszej kobiety? A ona? Po całej dwudniowej znajomości z tajemniczym i nowym w mieście agentem myśli o nim w kategoriach "chciałabym, żeby coś z tego wynikło", "chyba coś nas do siebie przyciąga", "chyba ma do mnie słabość, bo wyraźnie połączyła nas jakaś chemia"... ręce opadają, oczy bolą i szczęście, że to nie audiobook, bo uszy by krwawiły.

Takich głupot dawno nie czytałam. Głupoty wymieszane z nawet sensownym pomysłem na zbrodnie i MO, ale wykonanie i fabuła... koszmar. Co nie zmienia faktu, że jest to pierwsza książka (i to wcale nie jest komplement, a wręcz obelga), gdzie w ogóle nie potrzeba policji, agentów FBI i śledztwa, bo przecież wybitnie uzdolniona główna bohaterka i zarazem główny cel psychopatycznego mordercy, jest tak świetna, że porozumiewa się ze zwierzętami, mieszkającymi w lesie, które osaczają wielokrotnego zabójcę. Chwała Bogu, że w ostatniej chwili pojawili się i Jacob i Dallas, bo myślałam, że całą sprawę rozwiąże wataha wilków!


Przeżywałam ciężkie chwile, czytając tę książkę. Sama nie wiem, czemu sobie tak szkodzę... chyba dlatego, że ciągle naiwnie wierzę w to, że znajdę naprawdę dobry ekhm "thriller romantyczny", co do tej pory mi się nie udało, ale się nie poddaję.

Raczej odradzam, no chyba, że ktoś tak jak ja lubi sobie szkodzić i marnować czas.

Ogólna ocena 4/10