środa, 31 sierpnia 2016

Jefferson Bass - Kości z Awinionu

Pod pseudonimem Jefferson Bass kryje się dwóch panów. Pierwszym z nich jest Jon Jefferson, który jest dziennikarzem, filmowcem, a także dokumentalistą. Drugi to Bill Bass, światowej sławy antropolog sądowy, założyciel legendarnego Ośrodka Antropologii Sądowej Uniwersytetu Tennessee, czyli Trupiej Farmy.
 
Chyba najlepsza część jeśli chodzi o przetłumaczone na polski tomy cyklu Trupia Farma. Być może na moją ocenę wpłynął sentyment - mam słabość do książek z nawiązaniem historycznym - zwłaszcza czasów późnego średniowiecza i renesansu.

Nie sądziłam, że trafię na współczesną książkę, o współczesnych czasach z nawiązaniem historycznym, która jest kolejną z serii i dziwnym trafem wspomina o Filipie Pięknym, templariuszach i Jacquesie de Molay! Takie piękne rozpoczęcie książki i taka miła niespodzianka! Królowie Przeklęci (zarówno książki jak i historyczne postacie) w dalszym ciągu mnie fascynują i z radością czytam kolejne wzmianki o tej dynastii. Duży plus dla panów Jeffersona i Bassa. Oczywiście było to mini wspomnienie, ale sam powrót do czasów, w których papieże urzędowali w Awinionie był mocną stroną tej książki.

Bill dostaje dość dziwną wiadomość w sprawie Mirandy (która została poproszona o "konsultację" w sprawie kości znalezionych we Francji), która sprawia, że rzuca wszystko i leci do Europy (co za niesamowite poświęcenie dla współpracownika i asystentki!). Okazuje się, że Miranda wciągnęła go w bardzo ciekawe i dość niebezpieczne przedsięwzięcie. Francuski archeolog Stefan znalazł zamurowany szkielet w czternastowiecznym pałacu. Sytuacja jest o tyle dziwna, że na kościach są charakterystyczne nacięcia i skaleczenia - takie uszkodzenie kości mogło powstać w jednym wypadku. Wypadku, który miał miejsce 2 tysiące lat temu i który dał początek jednej z największych religii świata. Nasi bohaterowie odkryli, że szkielet należał do człowieka, który został ukrzyżowany. Tylko pozostaje jedno najważniejsze pytanie - kiedy? Czy to ciało Jezusa Chrystusa? Jeśli tak, to co ze zmartwychwstaniem i wniebowstąpieniem? A jeśli to dużo "młodsze" zwłoki? Jeśli ktoś w XIV wieku odtworzył śmierć Jezusa i tym samym torturował jakiegoś człowieka i zamurował jego ciało, by ukryć zbrodnię?
Bill ma tutaj trudny orzech do zgryzienia. Sprawa nabiera rumieńców, gdy okazuje się, że komputerowo odtworzony i przybliżony (na podstawie budowy czaszki) wygląd twarzy denata łudząco przypomina wizerunek umieszczony na Całunie Turyńskim.

Dodatkowo Jefferson i Bass zapoznają nas z historią malarza - Simone Martiniego, który pracował w Awinionie i który odegrał jedną z ważniejszych roli w śledztwie prowadzonym przez Billa i Mirandę. Postać dość ciekawa, ale oczywiście wcześniej nigdy o nim nie słyszałam... wiec niech mi ktoś powie, że książki nie kształcą i nie dowiadujemy się z nich nowych rzeczy!

Rzecz jasna książka byłaby nudnawa, gdyby wszystko było takie proste i Brockton z Mirandą ot tak rozwiązaliby sprawę pochodzenia kości. Sprawy związane z bardziej "ludzką" stroną Jezusa zawsze budziły kontrowersje i wręcz agresję w niektórych środowiskach. Czasem nawet książki, czy filmy o takiej tematyce budziły powszechny... bulwers i lincz.Wystarczy wspomnieć "Kod da Vinci" Dana Browna, czy film z Banderasem "Pytanie do Boga" (który szczerze mówiąc jest dość podobny do tej historii, mimo że scenariusz powstał na podstawie zupełnie innej książki).
Brockton wplątał się w niebezpieczną grę (która ponownie jest zainicjowana przez stróża prawa! Myślałam, że tym razem, po akcji z FBI w poprzednim tomie, Bill jest trochę mądrzejszy) - ktoś chce kupić kości i wykorzystać je w swojej "sekcie". Ach gdyby tylko chodziło o zwykłe przehandlowanie szkieletu! Ten sam człowiek został wcześniej oszukany przez Stefana i odpłacił mu się za zdradę i oszustwo. Francuski archeolog zakończył żywot w ten sam sposób, co właściciel odnalezionego szkieletu...

Co mogę powiedzieć jeszcze? Dziwne, że autorzy postanowili trochę zamieszać w relacjach Mirandy i Billa. Przez całe dwa poprzednie tomy nic nie wskazywało na jakieś głębsze relacje. Czy to francuski klimat tak podziałał na Billa? A może nadmierne zainteresowanie Mirandą, które na każdym kroku okazywał Stefan? Nie mnie oceniać, chociaż było to trochę dziwne. No i scena biednej Mirandy, która przyszła się wyspać do jego pokoju... ach! Parafrazując genialny tekst ze "Złodzieja Kości" - co w takiej sytuacji zrobiłby sir Galahad?!

Zapraszam także do zapoznania się z moją recenzją poprzedniej części o Billu Brocktonie, czyli "Złodziej Kości"-> LINK

Ogólna ocena 9/10

środa, 17 sierpnia 2016

Karin Slaughter - Niewidzialny

Karin Slaughter to amerykańska pisarka i autorka powieści kryminalnych. W większości jej książki tworzą serie - zaczynała od "Hrabstwa Grant", gdzie głównymi bohaterami byli policjant Jeffrey Tolliver i jego była/obecna żona, lekarka Sara Linton. Następnie zajęła się agentem specjalnym pracującym dla policji stanowej, czyli Willem Trentem.

Długo wyczekiwana książka. Już traciłam nadzieję, że w końcu przeczytam coś o Trencie. O Willu, o Sarze i Lenie, o wszystkich razem - kto co woli, do koloru, do wyboru, bo przecież Slaughter jako jedna z nielicznych (jeśli nie jedyna?) pisarek połączyła dwie serie w jedną i stworzyła tym samym (oczywiście w moich oczach) małe arcydzieło.

Co można powiedzieć o "Niewidzialnym"? Książka z pewnością jest inna niż poprzednie. Ciekawsza, bardziej ponura i emocjonująca. Jedyne, co mogłabym jej zarzucić to... chwilami autorka wprowadzała mały chaos, gdy cofała się całymi rozdziałami do wydarzeń sprzed mocnego początku opowieści. Niby każdy taki rozdział opatrzony był określnikiem czasu, jednak trochę wybijałam się z rytmu.
I - co ważne - już od pierwszych stron ogarnęła mnie melancholia, gdy tylko pojawiło się to nazwisko... nazwisko, z którym kilka tomów wcześniej w tak przykry sposób rozstała się Slaughter - Jeffrey Tolliver... W sumie autorka tak długo kazała mi czekać na ten tom, że już zapomniałam o związku jego syna i Leny. Miłe i jednocześnie przykre przypomnienie. W zasadzie Jeff był tutaj dość często przywoływany - autorka w ten sposób chciała przypomnieć (albo i wyjaśnić tym, którzy dotąd nie mieli okazji czytać jej książek) skąd wzięła się ta wrogość w relacji Leny i Sary.

Przez większą część powieści zastanawiałam się, kim jest tytułowy "Niewidzialny" (podejrzewałam, że chodzi o Willa, jednak tok wyjaśniający, dlaczego to właśnie on, był trochę niewłaściwy) i jak zawsze odpowiedź na pytanie, była przygnębiająca i sprowadzająca brutalnie na ziemię. Agent Specjalny Will Trent zawsze był pokrzywdzony przez los. Nie dość, że wychowywał się w domu dziecka, nie dość, że praktycznie całe jego ciało pokryte jest bliznami z dziecięcych lat, gdzie znęcano się nad nim fizycznie, to jeszcze los doświadczył go niezbyt przyjemną... "przypadłością" - jest wręcz galopującym dyslektykiem, co, jak wiemy, potrafi w ekstremalnych warunkach sprawić, że życie będzie piekłem i pasmem upokorzeń. Trent jest szykowany i wyśmiewany nie tylko przez swoją szefową, która uwielbia mu dogryzać i przypominać mu o jego "ułomności", ale też przez innych policjantów (którzy nie byli świadomi, że Will jest dyslektykiem), gdy np. nie potrafi podać numeru rejestracyjnego podejrzanego samochodu (też bym nie potrafiła, gdybym czytała 10-15 razy wolniej niż normalny człowiek i z większym trudem niż 10 letnie dziecko, a dodatkowo moje oczy dostawałyby oczopląsu od literek i cyferek które złośliwie przeskakiwały i mieszały się ze sobą).

W tej części, ku niezadowoleniu Sary, autorka ponownie krzyżuje drogi Willa i Leny. I znowu Lena ma poważne kłopoty. Czyli w zasadzie nic nowego.. poza faktem, że to jednak nie była jej wina (jak np. w przypadku śmierci Jeffreya). To nie nalot na melinę dilerów i narkomanów był powodem jej nieszczęść. To nie jej zaciętość i obsesyjna chęć ujęcia bosa narkotykowego Sida Wallera, doprowadziła do ataku na jej rodzinę.
Lena i jej mąż (jak wcześniej wspomniałam pasierb Sary) zostają zaatakowani w swoim domu przez nieznanych sprawców. Ciężko ranny Jared wyzwala w Lenie mordercze instynkty - atakuje swoich oprawców i cudem nie zabija obydwu mężczyzn. W ostatniej chwili zostaje powstrzymana przez Trenta. Tylko dlaczego Will pojawił się w jej domu? Skąd u niego to dziwaczne (w porównaniu z jego staroświeckim, trzyczęściowym garniturem) ubranie? No i przede wszystkim, co robił w towarzystwie tych zbirów? A może ma to związek z tajną operacją Willa, który infiltrował środowisko dilerów i powoli zbliżał się do tajemniczego Wielkiego Białasa? Jaki związek ma z tym wszystkim poważany i zasłużony naczelnik policji Lonnie Gray i jego zmarły na białaczkę syn?

Rzecz jasna nie byłabym sobą, gdybym nie uznała, że moją ulubioną postacią jest Trent. Dlaczego? Pewnie dlatego, że jest trochę... pierdołowaty, a jednocześnie męski i wybitnie zaradny (już nawet nie chodzi o oszukiwanie wszystkich wokół, że nie ma się żadnych dysfunkcji, ale i do majsterkowania miał głowę i znał się na policyjnej robocie... i tak dalej). Być może dlatego, że jest doświadczony przez życie i do wszystkiego ma niestandardowe podejście - i reaguje na krzywdę (zwłaszcza dzieci) z tak ujmującą złością i frustracją, że nie sposób nie czuć do niego sympatii. No i tak całkiem żartobliwie jest, jak to mówię "ułomny społecznie, jakby miał lekkiego Aspergera" (czyli coś, co znam z autopsji, bo mam znajomego o podobnym zachowaniu). A o cóż mi chodzi? Najlepiej posłużyć się cytatem:
"- Więc między nami wszystko w porządku - zapytał Will.
Sara zacisnęła wargi, żeby zdusić słowa, które cisnęły jej się na usta.
- Oczywiście, że tak.
- To dobrze. - Will opadł ciężko na oparcie krzesła, jego ulga była niemal namacalna. Nie po raz pierwszy Sara zastanawiała się, jak mężczyzna, który przez całe dorosłe życie rozwiązywał zagadki kryminalne, może być tak tępy w życiu prywatnym."

Genialna opisy, przemyślenia, wyraziste postacie i przede wszystkim wciągająca fabuła - czyli wszystko to, do czego przywykłam czytając książki Karin Slaughter. Tym razem również mnie nie zawiodła. Czytałam Niewidzialnego z niewyobrażalną przyjemnością i nie mogę doczekać się kolejnej dawki historii Willa. Oby jak najszybciej i równie dobrze, jak do tej pory!

Ogólna ocena 10/10

czwartek, 11 sierpnia 2016

Jefferson Bass - Złodziej Kości

Pod pseudonimem Jefferson Bass kryje się dwóch panów. Pierwszym z nich jest Jon Jefferson, który jest dziennikarzem, filmowcem, a także dokumentalistą. Drugi to Bill Bass, światowej sławy antropolog sądowy, założyciel legendarnego Ośrodka Antropologii Sądowej Uniwersytetu Tennessee, czyli Trupiej Farmy.
 
Druga część z cyklu Trupia farma, chyba była trochę gorsza od pierwszej. Chociaż obstawiam, że to kwestia gustu. Jeśli ktoś woli czytać o przeszczepach organów i czarnym rynku, gdzie handluje się nerkami, rękami, w zasadzie każdą częścią ciała nadającą się do przeszczepienia, z pewnością zadowoli się tą pozycją.

Główny bohater Bill Brockton zostaje wciągnięty przez FBI w tajną operację - ma pomóc zdobyć obciążające dowody przeciwko Raymondowi Sinclairowi - mężczyźnie, który zdaniem federalnych handluje zwłokami i częściami ciała i pracuje w podejrzanej organizacji o nazwie Centrum Tkanek i Usług Okołotkankowych. Wszystko musi odbyć się dyskretnie, Bill nie powiadamia o sytuacji nawet swojej asystentki i poniekąd przyjaciółki Mirandy. Dodatkowo musi borykać się z problemem, który nie daje mu spokoju od czasu wydarzeń z poprzedniego tomu - co będzie z Garcią? Co z rękami tego świetnego patologa? Czy znajdzie się rozwiązanie w postaci protez dłoni? A może przeszczep dużego palca nogi w miejsce kciuka? Czy na pewno hieny pokroju Sinclaira nie mają w zanadrzu jakiegoś projektu, który pomógłby przyjacielowi Billa?

Brockton ryzykuje nie tylko swoje dobre imię, ale i karierę naukową - gdyby władze uczelni i komisja etyczna dowiedziała się, że umawiał się z Centrum Tkanek i Usług Okołotkankowych i za pieniądze przekazywał im odcięte kończyny z ciał leżących na Trupiej Farmie, nie miałby zbyt wielu okazji do wytłumaczenia, że to wszystko było tylko prowokacją przygotowaną przez FBI. Przecież nawet Miranda uznała, że Bill jest zwykłym, nieetycznym... dupkiem i w zasadzie można powiedzieć "cmentarną hieną".
Dodatkowo mężczyzna chyba nie brał pod uwagę jak ryzykowne działania podjął - ktoś czyhał na jego życie, znalazł się pod ostrzałem, gdy udał się na pieszą wycieczkę i o mały włos a pożegnałby się z życiem i stał się ofiarą hipotermii. No i nie można zapomnieć, że był też szantażowany zdjęciami. Owszem były upozorowane i wyrwane z kontekstu, jednak nikt nie "kupiłby" wytłumaczenia, że doktor Brockton znalazł się w jednym z domów publicznych w Vegas tylko po to, by dobić targu i dostarczyć obciążające dowody dla FBI.
Dodam także, że scenka w burdelu o pięknej nazwie "Biblioteka" - bo takie rzeczy tylko w szalonym Vegas! - była chyba najbardziej rozbrajającą akcją całej książki. No i ten genialny Bill i jego reakcja - "Kobieta była pod spódnicą zupełnie naga. Dobry Boże - pomyślałem rozpaczliwie i dość absurdalnie - co by zrobił sir Galahad?". No właśnie! Co zrobiłby sir Galahad, gdyby bardzo przypadkowo musiał siedzieć w domu publicznym i jedna z dziewczyn zaczęłaby tańczyć i robić striptiz? No hmmm...

W książce jest dużo humoru i ciekawych przemyśleń, poruszane są interesujące kwestie związane z transplantacją, zgodą na pośmiertne pobranie organów, czy oddania swojego ciała na cele naukowe, a także etyczne problemy, z jakimi trzeba się zmierzyć w takich sytuacjach. Dodatkowo można poczytać o metodach wykorzystania ludzkiego ciała i przeróżnych pomysłach, które to ciało mogą zastąpić. Kto by pomyślał, że ktoś ma aspiracje na tworzenie sztucznych kości, które z powodzeniem imitowałyby prawdziwe elementy kończyn.

Zapraszam także do zapoznania się z moją recenzją poprzedniej części o Billu Brocktonie, czyli "Kości Zdrady" -> LINK

Ogólna ocena 9/10