wtorek, 26 kwietnia 2016

Matt Ruff - Złe małpy

Matt Ruff, to amerykański, postcyberpunkowy kultowy pisarz SF (cokolwiek to znaczy), który stworzył między innymi alternatywny świat, w którym Arabia Saudyjska staje się dominującym mocarstwem, a Ameryka fundamentalistycznym zaściankiem. 
  
Książka kupiona za bezcen, bo "opis z tyłu wydał się całkiem ciekawy". Długo zwlekałam z czytaniem tej powieści, która została zakwalifikowana do "thrillera sf" (nawet nie wiedziałam, że kiedykolwiek świadomie sięgnę po taką lekturę), ale w końcu przyszła pora i na nią.
Z pewnością nie żałuję, bo czytało się to całkiem przyjemnie i co ważne - bardzo szybko. Nie bez znaczenia pozostaje fakt, że nieźle się przy tej książce ubawiłam! Tak pokrętna i irracjonalna fabuła, tyle różnych scenariuszy zakończenia i bum... jedno popołudnie i po książce...

Cóż my tutaj mamy? Kobietę, która została zamknięta w areszcie w "oddziale dla czubków". Pana doktora, zapewne psychiatrę, który chce z nią porozmawiać i zapewne sprawdzić, czy jest poczytalna. Jane Charlotte opowiada mu fascynującą historię swojego życia, tajemniczej organizacji (zwanej jakże oryginalnie "Organizacją") i jednej z jej sekcji, w której służy i którą nazywa Złymi Małpami. Zaznajamia nas także ze swoją (można w zasadzie tak to nazwać) pierwszą sprawą - zabójstwem mężczyzny, którego podejrzewała o bycie Aniołem Śmierci (lub jak kto woli Zabójcą z Route 99).

Rozmawiający z nią lekarz weryfikuje jej opowieść, gdyż jak można się domyślić, ani trochę nie wierzy tej kobiecie. Niby część faktów się zgadza, ale broń PN, z której można "wystrzelić" ZS albo WM (czyli odpowiednio zawał mięśnia sercowego i wylew mózgowy)? No cóż... lekkie science-fiction. No ale co mamy dalej? Dalej okazuje się, że Dixon (o którego morderstwo została oskarżona) ma na nią haka - kobieta współżyła z... młodymi chłopcami. Jakimś cudem nie wyrzucają jej ze Złych Małp i zlecają nowe zadanie - bardzo poważne zadanie.

No i właśnie! Żeby nie było nudno na horyzoncie pojawia się kolejna organizacja! Tych "złych". Zwie się Gromada i dziwnym trafem do jej szeregów, wiele lat temu przystąpił brat Jane, czyli Phil.
I tak dalej i tak dalej, zanurzamy się w tę niesamowitą historię i świat science-fiction. Kiedy już jesteśmy pewni, że koniec końców okaże się, że Jane jest po prostu psychicznie chora i tak jak próbował pokazać to lekarz, wymyśla historię, żeby wytłumaczyć swoją zbrodnię, mamy wielki finał!

A co mamy w finale? Jedną wielką mistyfikację, którą (jak myśli Jane) przygotowały Złe Małpy, by pojmać i unieszkodliwić Phila. Jednak polecam dotrwać do końca i przekonać się, co wymyślił dla nas autor tej książki! Naprawdę warto!

Myślę, że z czystym sumieniem mogę polecić tę książkę. Rzecz jasna idealnie sprawdzi się dla ludzi, którzy lubią takie rzeczy - pokrętna, chora i dziwaczna fabuła, która co chwile zmienia się nie do poznania. Bo nic nie jest takie na jakie wygląda, prawda?

Ogólna ocena 7/10

poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Ramiro Pinilla - Pusty cmentarz

Ramiro Pinilla to hiszpański pisarz, który zmarł niecałe dwa lata temu. Autor ponad dwudziestu powieści, którymi zasłużył na miano jednego z najważniejszych baskijskich pisarzy.
 
"Pusty Cmentarz" to drugi tom cyklu o Samuelu Esparta. Jak dotąd nie miałam okazji zapoznać się z pierwszym, o genialnym tytule "Jeszcze tylko jeden nieboszczyk".

Przechodząc do meritum - nie tego się spodziewała, gdy dostałam tę książkę w swoje dłonie. Przede wszystkim opis okładkowy jest za dobry, jak na treść zawartą w tej opowieści. No albo można rozważyć też inną opcję - po prostu książka jest dobra, ale nie dla takiego czytelnika jak ja; czytelnika, który wymaga wciągającej, mocnej fabuły i krwawo-kryminalnych wydarzeń. Tutaj... tutaj zdecydowanie tego zabrakło.

W zasadzie przez większą część tej opowieści zastanawiałam się, czy ta książka jest o tym, że ktoś pisze książkę i zbiera do niej materiały (które akurat szczęśliwie okazują się toczącym się śledztwem i wrażeniami z przesłucha świadków), czy bardziej o tym, że księgarz i pisarz amator próbuje rozwikłać zagadkę morderstwa młodej kobiety i co za tym idzie, dostać ciekawy materiał na przyszłą powieść...

Od pierwszych rozdziałów wieje nudą. Do tego przerysowane dialogi i postacie tak ograniczone, że aż to boli. Mieszkańcy niewielkiego miasta, którzy dopasowują wydarzenia i sytuacje do własnych przekonań i nie zamierzają spojrzeć na sprawę trzeźwym i logicznym osądem.

A o cóż chodzi w tej historii? Mamy morderstwo młodej dziewczyny, którą uwielbiali wszyscy mieszkańcy baskijskiego miasta. Od razu wszyscy rzucają podejrzenia (a raczej wydają niepodważalny wyrok, bo nie słuchali żadnych racjonalnych argumentów) na tzw. przywłoki, czyli nie-Baska (który jak można się spodziewać jest traktowany jak niższa rasa...).
O wydarzeniu dowiadujemy się w dość niecodziennym miejscu, bo w księgarni; którą prowadzi nasz główny bohater i zarazem pisarz-detektyw. Sancho, znany również jako Samuel, chce na przekór ludności Getxo, rozwikłać sprawę morderstwa pięknej Anari, no i jak można się domyślić, chce ją także spisać i wydać w formie książki. Po kolejnych przesłuchaniach świadków i osób związanych z dziewczyną, Sancho coraz bardziej wierzy w niewinność "przywłoki", który (jak większość bohaterów książki "zapomniała" i woli sobie nie przypominać) miał na imię Pedro.

Uf... namęczyłam się czytając tę pozycję. Jest napisana trochę nieciekawym językiem, który spowalnia czytanie. Dodatkowo świadomość czasów, w jakich toczy się akcja, także mnie nie zachęciła. Rozwlekłe dialogi, które tak naprawdę nie wnosiły niczego ciekawego do treści... niezbyt wyraziste postacie, które ani nie wzbudzały sympatii, ani nie budziły nienawiści. Zbyt przeciętnie... niestety.

Ogólna ocena 6/10