czwartek, 11 sierpnia 2016

Jefferson Bass - Złodziej Kości

Pod pseudonimem Jefferson Bass kryje się dwóch panów. Pierwszym z nich jest Jon Jefferson, który jest dziennikarzem, filmowcem, a także dokumentalistą. Drugi to Bill Bass, światowej sławy antropolog sądowy, założyciel legendarnego Ośrodka Antropologii Sądowej Uniwersytetu Tennessee, czyli Trupiej Farmy.
 
Druga część z cyklu Trupia farma, chyba była trochę gorsza od pierwszej. Chociaż obstawiam, że to kwestia gustu. Jeśli ktoś woli czytać o przeszczepach organów i czarnym rynku, gdzie handluje się nerkami, rękami, w zasadzie każdą częścią ciała nadającą się do przeszczepienia, z pewnością zadowoli się tą pozycją.

Główny bohater Bill Brockton zostaje wciągnięty przez FBI w tajną operację - ma pomóc zdobyć obciążające dowody przeciwko Raymondowi Sinclairowi - mężczyźnie, który zdaniem federalnych handluje zwłokami i częściami ciała i pracuje w podejrzanej organizacji o nazwie Centrum Tkanek i Usług Okołotkankowych. Wszystko musi odbyć się dyskretnie, Bill nie powiadamia o sytuacji nawet swojej asystentki i poniekąd przyjaciółki Mirandy. Dodatkowo musi borykać się z problemem, który nie daje mu spokoju od czasu wydarzeń z poprzedniego tomu - co będzie z Garcią? Co z rękami tego świetnego patologa? Czy znajdzie się rozwiązanie w postaci protez dłoni? A może przeszczep dużego palca nogi w miejsce kciuka? Czy na pewno hieny pokroju Sinclaira nie mają w zanadrzu jakiegoś projektu, który pomógłby przyjacielowi Billa?

Brockton ryzykuje nie tylko swoje dobre imię, ale i karierę naukową - gdyby władze uczelni i komisja etyczna dowiedziała się, że umawiał się z Centrum Tkanek i Usług Okołotkankowych i za pieniądze przekazywał im odcięte kończyny z ciał leżących na Trupiej Farmie, nie miałby zbyt wielu okazji do wytłumaczenia, że to wszystko było tylko prowokacją przygotowaną przez FBI. Przecież nawet Miranda uznała, że Bill jest zwykłym, nieetycznym... dupkiem i w zasadzie można powiedzieć "cmentarną hieną".
Dodatkowo mężczyzna chyba nie brał pod uwagę jak ryzykowne działania podjął - ktoś czyhał na jego życie, znalazł się pod ostrzałem, gdy udał się na pieszą wycieczkę i o mały włos a pożegnałby się z życiem i stał się ofiarą hipotermii. No i nie można zapomnieć, że był też szantażowany zdjęciami. Owszem były upozorowane i wyrwane z kontekstu, jednak nikt nie "kupiłby" wytłumaczenia, że doktor Brockton znalazł się w jednym z domów publicznych w Vegas tylko po to, by dobić targu i dostarczyć obciążające dowody dla FBI.
Dodam także, że scenka w burdelu o pięknej nazwie "Biblioteka" - bo takie rzeczy tylko w szalonym Vegas! - była chyba najbardziej rozbrajającą akcją całej książki. No i ten genialny Bill i jego reakcja - "Kobieta była pod spódnicą zupełnie naga. Dobry Boże - pomyślałem rozpaczliwie i dość absurdalnie - co by zrobił sir Galahad?". No właśnie! Co zrobiłby sir Galahad, gdyby bardzo przypadkowo musiał siedzieć w domu publicznym i jedna z dziewczyn zaczęłaby tańczyć i robić striptiz? No hmmm...

W książce jest dużo humoru i ciekawych przemyśleń, poruszane są interesujące kwestie związane z transplantacją, zgodą na pośmiertne pobranie organów, czy oddania swojego ciała na cele naukowe, a także etyczne problemy, z jakimi trzeba się zmierzyć w takich sytuacjach. Dodatkowo można poczytać o metodach wykorzystania ludzkiego ciała i przeróżnych pomysłach, które to ciało mogą zastąpić. Kto by pomyślał, że ktoś ma aspiracje na tworzenie sztucznych kości, które z powodzeniem imitowałyby prawdziwe elementy kończyn.

Zapraszam także do zapoznania się z moją recenzją poprzedniej części o Billu Brocktonie, czyli "Kości Zdrady" -> LINK

Ogólna ocena 9/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz